Leśnicy z Przymuszewa przyznali, że już niestety, nie dziwi ich eternit, lodówki czy opony przywożone do lasu. Z martwymi rybami, i to w takie ilości, spotkali się po raz pierwszy.
- Owszem - budzą złość i nieustanne zdziwienie, że komuś chciało się jechać do las i zrobić to samo, co mógłby zrobić legalnie w PSZOK-u - podkreślili w swoim wpisie pracownicy nadleśnictwa.
Znaleziskiem zajęła się specjalistyczna firma specjalizująca się w utylizacji odpadów organicznych. Odpady oszacowano na ok. 700 kg. Obejmowały całe tusze ryb zarówno słodkowodnych jak i słonowodnych, tusze wędzone oraz wnętrzności, kręgosłupy, łby i płetwy.
- Być może osoba, która pozbyła się tego kłopotu myślała, że poradzi sobie z nim zwierzyna leśna. Trudno nam zrozumieć sposób myślenia osób, które dopuszczają się tego typu czynów. Taka ilość odpadów organicznych stanowi zawsze zagrożenie dla środowiska i ludzi i w tym celu właśnie istnieją wyspecjalizowane w utylizacji firmy. Każdy, kto prowadzi jakąś działalność związaną z wytwarzaniem, przerobem czy obrotem ryb, a także mięsa musi zdawać sobie z tego sprawę i mieć to wkalkulowane w swoją działalność - można przeczytać na profilu nadleśnictwa.
Apele leśników są bezskuteczne
Leśnicy skarżą się, że mimo wielu apeli i nagłaśniania problemu, zaśmiecanie lasów jest nadal powszechne. Ponad 80 proc. odpadów znajdowanych w lasach to śmieci użytkowe, począwszy od opakowań, a skończywszy na urządzeniach AGD i meblach.
Lasy Państwowe poinformowały, że każdego roku ich uprzątnięcie kosztuje kilkanaście milionów złotych. W 2018 r. Lasy Państwowe wydały na ten cel ok. 20 mln zł. Każdego roku z lasów wywozi się średnio 110 tys. m sześc. śmieci.